poniedziałek, 12 września 2016

Nie odpuszczaj sobie tak łatwo, jeśli wiesz, że może się udać.

Witajcie, długo zbierałam się na to aby opisać Wam swoją historie, wiele przemyśleń, wiele razy usuniętych słów... Dzisiaj usiadłam przy piwku i stwierdziłam że wydobęde się na odwagę i napiszę mniej więcej dla swojego świętego spokoju.
Zaczęło się to wszystko gdy byłam za granicą, słyszałam o Niej wiele, od dłuższego czasu.. Ona rowniez byla zza granicy, gdy kupilam sobie bilet do Polski dowiedziałam się że Ona wróciła na stałe zza granicy, zestresowałam się trochę że przyjdzie pora ją poznać, a strasznie mi sie podobała więc stres był niezmierny. Mijały miesiące aż w styczniu wróciłam, no i przyszła pora ją poznać, była typem imprezowiczki i podrywaczki... Odrzuciło mnie to. Po miesiacu zaczeła do mnie pisać? Ja zdziwiona że taka kobieta może na mnie w ogole zwrocić uwagę, zaczęłam jej odpisywać bez zdawania sobie sprawy z sytuacji,  mieszkałam w małym miasteczku, Ona w duzym miescie w okolicy, zaczelam sie z Nia spotykac, pierwsze pocalunki, pierwsze poznawanie ciała... Coś z mojej strony zaiskrzyło, z jej niestety niebardzo (typ podrywaczki-jak nie ta to inna) ale nie poddawalam sie, gdy jej sie znudziłam, walczyłam o to by poczuła to samo co ja, staralam sie z calych sil! Przepriwadzilam sie nawet do tego miasta, by byc blisko Niej...  Po czterech miesiacach staran z mojej strony miala mnie kompeletnie gdzies... posypalo sie, stwierdzilam ze spotkam sie z Nia i pogadamy. Doszlo do spotkania, złapałam ją za ręke i powiedzialam jej prosto w twarz- kochasz mnie, tylko Ty nie dopuszczasz tej myśli do siebie, ale gdy sie zorientujesz o tym, mnie juz przy Tobie nie będzie.. i odeszłam do domu. Po dwich dniach przyznala mi racje, powiedziala ze jest glupia i nie chce mnie stracic.. przez nastepne dwa miesiace nie starala sie za bardzo by byc przy mnie, a ja jak zwariowana oddawalam jej cale zycie i zdrowie. Po jakims czasie po prostu zaczelam sobie dawac spokoj, za duzo bolu, za duzo mysli, za duzo wszystkiego. Spotkalam sie z Nia i doszlysmy do wniosku ze jednak nie pasujemy do siebie, ze to koniec, potrzebowalam kobiety ktora by dawala mi tyle ile ja jej... Chcialam czuc sie kochana, a nie rajcowalo mnie czekanie po nocach w piatek by odebrała czy cokolwiek odpisala...:( poszlam na impreze typowo branzową, mnustwo lesbijek ktorych do mnie podbijało... Krempowało mnie to trochę (myslalam o Niej) ona rowniez na Niej była i zobaczyla ze zaczelam odwzajemniac do jednej z lasek jakies zaczepki... Oczywiscie nie obeszlo sie bez awantury ...-.-  po tej branzowce odmienila sie, jak nie Ona.. zaczela sie starac, zaczela mnie zabierac w rozne miejsca, spedzala ze mna weekendy a nie na imprezach, wreszcie zobaczylam jak mnie kocha! Dzis mija 7 miesiecy gdy z Nią jestem, kochamy się bardzo i nie wyobrazam sobie zycia bez Niej, te męczarnie nie poszły na marne, a jutro nawet jedziemy na obiad do jej rodziny bym poznała jej całą rodzine :) stres jest przeogromny, ale wazne ze bedzie przy mnie! Pozdrawiam wszystkie dziewczyny ktore nie odpuscily sobie mimo wielkiego bolu. Nie odpuszczaj sobie tak łatwo, jesli wiesz ze moze sie udac ;) pozdrawiam!


___________________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.



czwartek, 25 sierpnia 2016

Chciałabym, aby to w końcu zauważyła.

Cześć wszystkim, już raz pisałam tutaj z moją "historią". Mianowicie chodziło o moje uczucia do pewnej dziewczyny, której bałam się je wyznać, ale w końcu to zrobiłam! Powinnam się z tego cieszyć, prawda? Jednak tak nie jest. Dziewczyna, która znaczyła dla mnie wiele i obudziła we mnie coś nowego odrzuciła mnie. Nie zrobiła tego w chamski czy niemiły sposób, jak robi wiele osób, delikatnie i spokojnie wszystko mi wytłumaczyła. Nie pozostało mi nic innego jak zrozumienie jej decyzji i pogodzenie się z nią, p[przecież nie będę jej zmuszać, aby coś do mnie poczuła. Niestety po tym wszystkim nasz kontakt się całkowicie zerwał, zabolało mnie to, bo pomimo mojego uczucia była też dla mnie wspaniałą koleżanką i naprawdę uwielbiałam z nią rozmawiać. Próbowałam dowiedzieć się o co chodzi, dlaczego tak się stało, wtedy otrzymałam odpowiedź, że to z pewnością nie moja wina tylko "po prostu przestałyśmy pisać/rozmawiać i tak jakoś wyszło". To zabolało mnie jeszcze bardziej. Pogodziłam się, że straciłam szanse na wzbudzenie w niej uczucia do mnie, ale nie spodziewałam się, że stracę bardzo dobrą koleżankę. Przez pewien czas w szkle się nie widziałyśmy ze względu na zmiany w planie lekcji nie miałyśmy możliwości spotkać się razem pod naszymi klasami. Czasami, gdy nadarzała się okazja, że czekałyśmy przed klasami bądź mijałyśmy się gdzieś, zachowywała się jakby w ogóle mnie nie znała.Zawsze wtedy myślałam czy usilnie mnie ignoruje, czy jednak naprawdę mnie nie zauważała. Gdy myślałam o drugiej opcji coś mnie cholernie ściskało w klatce i miałam ochotę po prostu rozpłakać się na korytarzu między ludźmi. Płakałam przez nią dwa razy. Mimo to, gdy zauważała mnie na korytarzu, uśmiechała się do mnie i witała, ten malutki gest sprawiał, że miałam lepszy dzień. Nie wiem co mam se sobą zrobić. Mimo, że od mojego wyznania minęła jakieś 3 miesiące, czuje, że nadal zależy mi na niej w tej wyjątkowy sposób, ale teraz już naprawdę nie mam pojęcia co dalej. Nie chcę się jej narzucać, więc nie piszę po tym wszystkim, ale tak cholernie mi jej brakuje i chciałabym, aby to w końcu zauważyła.
Pozdrawiam wszystkich, trzymajcie się! ♥
Y.



___________________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Historia bez happy endu

Cześć. Mam 22 lata i jestem lesbijką. Brzmi jak tekst powitalny w jakiejś grupie. Cóż. W społeczności LGBTQA+ odnajduję siebie odkąd skończyłam piętnaście lat. Historia będzie dość długa, ale mam nadzieję, że was nią nie zanudzę.

Moje życie nabrało kolorów, kiedy w wieku czternastu lat poznałam pewną dziewczynę.

Będąc czternastolatką miałam już komputer z internetem w domu (moi rówieśnicy posiadali go już od dawna - mając nawet osobisty komputer, którym nie musieli się dzielić z innymi członkami swojej rodziny, moja rodzina natomiast nie mogła sobie pozwolić na takie udogodnienia i mieliśmy tylko jeden komputer). Na pewnym portalu dla nastolatków (którego nazwy nie ujawnię, nie będę im robić reklamy) poznałam D. Jest ode mnie rok starsza. Zafascynowała mnie swoją osobą, bo była wtedy bardzo radosną nastolatką, zwariowaną, rzekłabym. Szybko się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy, po kilku miesiącach wyznała mi miłość. Ja - wychowana w wierze katolickiej - przekonana byłam, że tak nie można, bo przecież w Biblii jest napisane, że czyny homoseksualne są grzechem. Brzydziłam się nią, jednak nie na długo. Mocno wierzyłam wtedy w Boga i miałam nadzieję, że pomoże mi wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Jestem osobą empatyczną i zawsze chcę pomóc bliskim mi ludziom. Zaczęłam się więc modlić o miłość względem niej. Po jakimś czasie udało się, nie wiem czy za sprawą modlitw, czy po prostu od początku coś mnie do niej ciągnęło, a dopiero wtedy pogodziłam się z tym i zaakceptowałam tą "drugą" stronę mnie, której nikt przedtem nie widział. Zanim poznałam D. podobali mi się chłopcy, dwoma byłam nawet zauroczona, oczywiście nic z tego nie wyszło. Z D. także. Byłyśmy ze sobą w internetowym związku przez około 4 miesiące, po czym ona zerwała kontakt, twierdząc, że jej matka zobaczyła nasze smsy i wyrzuci ją z domu jeśli nie przestanie ze mną pisać. Nigdy do tego nie wracałyśmy, nadal utrzymuję z nią kontakt, ale ona jest już "normalna" i całkiem niezainteresowana jakąkolwiek kobietą. A przynajmniej nie w tym sensie.

Po tym zerwaniu wydawało mi się, że mój świat legł w gruzach, jednak szybko znalazłam pocieszenie w postaci mojej imienniczki. Nasza znajomość zaczęła się od kłamstw, zarówno jej, jak i moich. Długo jednak ich nie ciągnęłyśmy, gdyż w pewnym momencie nasza relacja zaczęła nabierać swego rodzaju rumieńców. Zakochałam się w niej, ja też jej się podobałam, ale nic z tego nie wyszło, bo byłam tchórzem i nie potrafiłam zadbać o swoje i jej szczęście. Niedawno straciłam z nią kontakt i chyba nigdy już go nie odzyskam. 

Po niej przyszła kolej na koleżankę z klasy. To było w liceum. Byłam nią zauroczona, ale po dziesięciu miesiącach minęło. Z nią także nigdy nic nie mogło się wydarzyć. Bodajże w drugiej klasie liceum zakochałam się w K. poznanej na tym samym portalu, na którym poznałam D. i moją imienniczkę. Długa była nasza droga do siebie, choć odkąd ją poznałam (mniej więcej wtedy, kiedy D. mnie rzuciła), podobała mi się. W swoich notatkach twierdziła, że jest bi, uwierzyłam więc jej i dałam szansę. Nasz związek trwał około 10 miesięcy i był zarówno cudownym doświadczeniem, jak i męczarnią. Z racji, że dzieliło nas ponad 200km, nie widywałyśmy się często. Byłam szalenie w niej zakochana, świata poza nią nie widziałam. Niestety, K. jest chora i przez swoją chorobę często była zdołowana swoim wyglądem, a mnie zazdrościła. Była zazdrosna o to, że umiem angielski, że mam dobrą rodzinę, że uwielbiam swojego siostrzeńca, że jestem zdrowa i nie wyglądam jak pączek po sterydach. Nigdy nie chciałam, żeby czuła się przeze mnie źle, starałam się więc jakoś podnieść jej samoocenę i przekonać, że dla mnie jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie i jest równie wartościowa co ja. Nie pomogło, w naszym związku coraz bardziej zaczęło się psuć, później umarła jej babcia, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Chciałam jej pomóc, ale za każdym razem, kiedy tę pomoc oferowałam, kazała mi dać jej spokój. Tak więc robiłam, aż w końcu dystans między nami był tak wielki, że nie pozostało nic innego, jak tylko się rozstać. Tak też zrobiłyśmy. Później dowiedziałam się od niej, że ona wcale nie chciała się ze mną rozstawać, ale mnie trudno było być z dziewczyną, która tak właściwie nie wiedziała czego chciała, niczego nie była pewna i nie potrafiła rozmawiać o swoich problemach. Tak to bywa. 

Po K. przez chwilę był spokój, aż w końcu zakochałam się w dziewczynie z mojej szkoły. Chodziła do technikum, a ja do liceum (w jednej szkole). Włąściwie zainteresowała mnie sobą już od pierwszego spotkania, a miało ono miejsce na początku drugiej klasy. Jest piękna, mądra i inteligentna. Wyróżniała się spośród innych uczennic, bo jako jedyna miała czerwone włosy. Takie naprawdę czerwone. Dziewczyna z pazurem. Nie nawiązałam z nią kontaktu od razu. Później okazało się, że jest osobą, z którą rozmawiam na czacie. Zdziwiło mnie to, ale i zainteresowało, bo miałam okazję ją lepiej poznać. Z początku tej znajomości nie wiedziałam, że jestem w niej zakochana. Byłam przecież świeżo po rozstaniu, nie w głowie były mi inne dziewczyny, związki czy związane z tym dramaty. Po przyglądaniu się naszym rozmowom, moi czatowi koledzy zasugerowali mi, że coś do niej czuję. Oczywiście nie mylili się. Zorientowałam się o tym w sierpniu 2012 roku, przez kilka miesięcy to przed nią ukrywałam. Wyznałam M. miłość w październiku, w najbardziej lamerski sposób - przez smsa. Nie potrafiłam z nią rozmawiać, ona ze mną także. Podziękowała mi za szczerość i wyjaśniła, że nie jest w stanie obdarzyć mnie takim uczuciem, jakim ja darzę ją. Zrozumiałam - nigdy nie będzie moja. W porządku. Nie zgasiła jednak mojej nadziei, taka już jest, że pozostawia ją ludziom w głupich sytuacjach. No cóż, nasza znajomość rozwijała się jedynie na czacie. W realnym życiu raz poszłyśmy na piwo z koleżanką i na tym się skończyło. Spędziłyśmy resztę szkoły (zostałam dodatkowy rok między innymi ze względu na nią) widując się na korytarzach, wymieniając nieśmiałymi spojrzeniami. I nic poza tym. Później straciłyśmy kontakt. Dziwny z niej człowiek, potrafi przestać się do kogoś odzywać, a po kilku miesiącach wrócić jak gdyby nigdy nic się nie stało. Źle. Potrafi tak zrobić tylko ze mną. Bo wie, że zawsze będę. Nie lubię tego, jak mnie traktuje, sama także nie jest z tego dumna, ale jest za głupia, żeby to zmienić. Odwiedziłam ją raz w mieście, do którego się przeprowadziła na studia. To był prezent urodzinowy dla niej, zgodziła się na to. Był to chyba najlepszy weekend w moim życiu, mimo że nie robiłyśmy nic nadzwyczajnego - jadłyśmy, spałyśmy, oglądałyśmy chińskie bajki i gubiłyśmy się w mieście. Kocham ją od ponad 3,5 lat i nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek przestała. Jest moją bratnią duszą, myślę, że ona też to czuje, tylko po prostu nie może ze mną być. 

Nie wiem czy kiedykolwiek jakaś dziewczyna jeszcze mogłaby mnie pokochać. Chyba nie ma dla mnie ratunku.

___________________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.



środa, 16 marca 2016

"Love story"


Stwierdziłam, że razem z moją Dziewczyną mamy dość ciekawą i nadzwyczajną "love story", którą postanowiłam się z Wami podzielić. Dwa lata temu podjęłam najlepszą decyzję w moim życiu- wybrałam świetne liceum. Dlaczego uważam tę szkołę za świetną? Nie, nie ze względu na poziom nauczania, miłych i kompetentnych nauczycieli, czy też gwarancję zdania matury na 100%, bynajmniej. Mianowicie, można powiedzieć, że poznałam tam miłość mojego życia. Rozpoczynając pierwszą klasę byłam tak naprawdę dzieciakiem, miałam za sobą kilka nieudanych związków, a nadzieja, że kiedykolwiek naprawdę się zakocham była znikoma. Po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać dziewczynę- rudowłosą piękność o cudownych, niebieskich oczach, chodziła do równoległej klasy, jednak nigdy nie odważyłam się do niej podejść, byłam zbyt nieśmiała, więc pozostało mi jedynie wpatrywanie się w nią na przerwach i podziwianie jej niezwykłej osoby. Dodam, że nie łudziłam się nawet na to, że kiedykolwiek zamienię z nią zdanie. Nie wiem, czy to przypadek, czy przeznaczenie, ale jakiś czas później napisała do mnie pewna dziewczyna (nazwijmy ją Y.), która po kilku dniach zaproponowała spotkanie. Nie miałam nic do stracenia, aczkolwiek nie wzbudziła ona mojego zainteresowania. Chwilę przed samym spotkaniem, dostałam zdjęcie na Snapchacie od panny Y., na którym była ona i... tak, właśnie ta dziewczyna z mojego liceum, (jak się później dowiedziałam, moja wybranka też kojarzyła mnie ze szkoły i można powiedzieć, że nawet była mną zaciekawiona, dlatego chciała mnie poznać). Serce zaczęło wariować, w brzuchu pojawiły się "motylki", a stres był ogromny, w końcu miałam poznać osobę, która tak strasznie mi się podobała. Po spotkaniu napisałam do niej na Facebooku, w sumie dzięki piosence Iris, którą mi wysłała na aplikacji, o której wcześniej wspomniałam (nie bez przyczyny jest to teraz "nasza piosenka"). I tak się zaczęło- spotkania (na początku w tajemnicy przed panną Y., która wówczas się we mnie zauroczyła), wielogodzinne rozmowy, wyznanie sobie miłości i pierwszy pocałunek. 31 stycznia minął nam cudowny rok razem. Co rozumiem przez cudowny? Oczywiście- pełen pięknych momentów, szczęścia i niezapomnianych chwil, ale także kłótni, sprzeczek i nieprzyjemnych sytuacji- mamy bardzo różne charaktery, ale mimo wszystko jestem pewna, że jest to miłość mojego życia i nie jest ważne to, że tak wiele nas różni, dzięki temu wiem, że mimo naszych wad i słabości będę z nią już na zawsze, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej.

Życzę Wam wszystkim tak ogromnego szczęścia, jakie spotkało i co dzień spotyka mnie.

Swoją drogą- panna Y. nie jest na nas zła, nawet się z nami kumpluje i spotyka. :)

wtorek, 15 marca 2016

Niespodzianki bez okazji





Jestem ze swoja kobieta juz kilka lat i lubie robic jej czeste niespodzianki bez okazji. Powoli zaczynam sie powtarzac, potrzebuje jakiegos powiewu swiezosco bo brakuje mi pomyslow... Jaka jest wasza wymarzona randka, gdzie chcialybyscie byc zabrane/co robic? Moze ktoras mnie natchnie Emotikon smile


______________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.



niedziela, 13 marca 2016

Chciałabym się na nowo zakochać.

Siema! Przeczytałam chyba wszystkie Wasze historie i tak sobie postanowiłam, że napiszę tez swoją. No to tak... kobiety, a raczej wtedy jeszcze "zbuntowane nastolatki" podobały mi się juz gdy jeszcze chodziłam do podstawówki. Tylko, że wtedy kompletnie nie wiedziałam co ze mna jest i nikomu o tym nie mówiłam, wiec tak trwałam w niepewności aż do końca gimnazjum. A raczej prędzej zaczęłam podejrzewać fakt, że bardziej pociągają mnie kobiety. Ale dopiero wtedy zaczęłam rozkminiać,  jak w 1gim. zakochałam się po 10min od poznania, w mojej koleżance. To dopiero był strzał! Do dziś stwierdzam fakt, że jest to zjawiskowa dziewczyna, mimo że ma chłopaka* na początku bardzo chciałam ja poznać. Co chwilę rozmawialysmy i takie tam. Po prostu stałysmy się koleżankami. Po wakacjach, była to 2gim. miałyśmy coraz to lepszy kontakt ze sobą. Mimo, że widziałysmy się tylko w szkole. Ja zaniedbalam wtedy swoje przyjaciółki i poswiecalam więcej czasu dla niej. Ale skroce trochę historie, bo to dużo pisania jest. Taśma w przód i kończymy 3gim, jest super! Pani "K" parę razy się do mnie zbliżyła, mówiła często ze jest bi ale ja i tak nie kumałam zbytnio tego. Zaczęły się wakacje... mi odbiła palma. Zaczęłam prace w barze na kuchni, tak już w tym wieku a nawet i prędzej... rozpiłam się. Po pijanemu napisałam jej , że ja kocham itp. odpisała tylko,  że mam odpuścić. Nie zrobiłam tego. Po tygodniu się z nią spotkałam. Wytłumaczyłam wszystko i było ok. Ale nic z tego nie wyszło, chociaż ja kochałam... Znowu taśma w przód. Szkoła średnia. Oczywiście klasa mi nie podeszła i nie chodziłam przez prawie miesiąc do szkoły. Chcieli mnie wylać. Ale zaczęłam chodzić i okazało się , że klasa jest spoko. W sumie były to same dziewczyny. Tam zaprzyjaźniłam się z panią "A" . Spodobała mi się. Zauroczylam się od razu. Zajebiście spędzałam z nią czas. Demoralizacja 100%. Codziennie się kłóciłyśmy i codziennie mowiłyśmy, że się kochamy. Ja kochałam trochę inaczej. Jak skończyła się szkoła, powiedziałam jej o wszystkim ale nie zrozumiała. Tez ma teraz chłopaka i jest szczęśliwa. Nie mam z nią kontaktu. Od tamtego czasu, nie zwracałam uwagi na nikogo, bo nikogo nie szukałam. Nie wiedziałam w sumie czego chce. Umawialam się parę razy z chłopakami ale do niczego nie doszło.  W końcu pojełam sprawę. Wiedziałem, że jestem lesbijka i koniec tematu. Nie mogłam się tak dalej oszukiwać. Poznałam później panią "D". Ona się pierwsza zakochała. Ja musiałam z tym poczekać,  bo praktycznie jej nie znałam ale była piękna i z czasem poczułam to samo. Miałyśmy wiele wspólnego. Zbliżałysmy się z każdym dniem, miesiącem coraz to bliżej. Kochałam ja ponad wszystko. Było wtedy tak pięknie, chociaż mieszkałyśmy od siebie kilkaset kilometrów dalej. Ale bajka się musiała jednak skończyć. Zdradziła mnie z chłopakiem, ale po miesiącu z nim zerwała. Próbowałam wszystko naprawić, mimo że to Ona mnie zostawiła. Ale nic z tego... nie chciała wchodzić do tej samej rzeki 2×. Odpuściłam w pewnym sensie  teraz tez ma chłopaka, choć nadal coś do niej czuje. Zaczęłam się "staczac". Alkohol, narkotyki w sumie to drugie było z umiarem. Ale skończyłam z tym. Może nie z alkoholem. Mniejsza o to..  W sierpniu ubiegłego roku, zaczęłam się spotykać z panną "K". Nic do niej nie poczułam ale wiedziałam, że Ona do mnie tak. Jednak wyjechałam i ja zostawiłam. Ale wróciłam. Spotkałam się z nią. Zbliżałysmy się do siebie, ale ja nadal nic nie poczułam. Zostawiłam ja po raz kolejny. Zraniłam ja , bo mnie kochała  ( może nadal kocha). Sama nie wiem dlaczego tak się stało. Żałuję w sumie tego .. Nadal chyba  kocham pannę  "D". Sama nie wiem. Konwersuje z wieloma dziewczynami. Niedługo wracam na stare śmieci i każda chce się spotkać, chociaż do żadnej nic nie czuje. Chciałabym się na nowo zakochać. Poznać tą jedyną i z nią trwać. Ale to zapewne ma tak większość dziewczynyn. Czyż się nie mylę? Najwidoczniej musze jeszcze trochę poczekać. Tak raczej jest mi pisane. Pozdrawiam i pije Wasze zdrowie dziewczyny!  
* Strasznie dużo tematów pominelam. Mając dopiero oczko 21 , przeżyłam zbyt wiele,  ale to kiedyś przeczytacie jak napisze o tym książkę.




______________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.



wtorek, 8 marca 2016

Zupełnie jak gdybym nie zasługiwała na miłość

 Całe dotychczasowe życie broniłam się przed miłością. Żaden facet nie miał prawa wkroczyć w moje nudne życie. Dziś, z perspektywy czasu, wiem, że wiele z moich "zasad" nie było niczym przypadkowym i nieuzasadnionym. Zwłaszcza antypatia do mężczyzn, podczas, gdy otaczające mnie kobiety zdawały się być tak nieziemsko interesujące.


Tak. Kieruje mną inny rodzaj miłości, niemniej piękny. Ale żaden problem nie znika w momencie wyjścia z głębokiego bagna. Przeciwnie. Problem zaczyna się wtedy, kiedy wydostajesz się na powierzchnię i nie masz jej z kim dzielić. Moje serce zarezerwowały dwie kobiety. Ja - niczyje. I właśnie teraz jedna z części krwawi. Cztery lata temu skończyłam naukę w szkole średniej. I w tamtym momencie skończyło się dla mnie wiele dobrych chwil. Od tamtej pory nie widuję Jej prawie wcale. Uczennica zakochana w Nauczycielce - przeokropny ból. Kiedy spotykam ją ponownie serce szaleje, oczy w zawieszeniu śledza każdy ruch Jej ciała. Chciałabym mieć tyle odwagi, by móc wprost powiedzieć Jej, że nie jestem tą niewinną istotą, którą zawsze obdarowywała najpiękniejszym w świecie uśmiechem - że nie jestem taka, jaką ona chciałaby mnie widzieć. W dodatku kocham Ją całym sercem, a i oczy mam takie, które nie potrafią zachować spokoju. Chciałabym tej odwagi, ale spotkanie z Nią jest niczym mission impossible. Szkoła, zajęcia pozalekcyjne, prace domowe, dwójka dzieci, mąż - Ona żyje, kocha i jest kochana. Ja jestem w klatce. Zupełnie jak gdybym nie zasługiwała na miłość.


______________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.


niedziela, 6 marca 2016

Trójkąt

Mam problem jestem w zwiazku od 2 lat . Chce sprobowac trójkąta z kobieta znajoma lecz moja partnerka chce to zrobic tylko dla mnie .. co wy o tym myslicie? Moze same mialyscie taka sytuację i jak to wpłynęło na wasz związek? Dziewczyny licze na was pomocy!



_______________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.


wtorek, 1 marca 2016

"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki"

W 2012 roku w wakacje, głównie przez śmierć mojej babci jak i brak akceptacji w klasie zaczęłam całe dnie spędzać w internecie. Założyłam wtedy bloga, aby odwrócić uwagę od przykrych myśli. Dostałam tam wiadomość od dziewczyny, która też zamieszczała na tym samym portalu swoje wpisy. Byłam bardzo otwarta na nowe kontakty pod warunkiem, że ograniczały się one do wirtualnych, bez konieczności wychodzenia z domu. Pisałyśmy coraz więcej, praktycznie dniami i nocami. Dzieliłyśmy się swoimi sekretami, mówiłyśmy o wstydliwych rzeczach, bo wiadomo, pisząc jest najłatwiej, kiedy nie widzimy rozmówcy. W domu dochodziło do mnóstwa awantur, a to że nie wychodzę z domu, że nie rozstaje się z telefonem. W końcu usłyszałam, że jestem uzależniona i zostaje mi odebrany telefon i laptop. Wtedy pierwszy raz usłyszałam od mamy, że jestem dziwką i szmatą, bo przeczytała nasze "seks smsy". Niestety, taki był proces, dzięki któremu zorientowałam się, kto mnie pociąga. 14 sierpnia postanowiłyśmy, że zostaniemy parą. Miałyśmy po 15 lat, dzieliło nas ponad 260 km, ale podchodziłyśmy do wszystkiego bardzo poważnie. Po wizycie u psychologa, mojej i mamy, udało mi się z nią spotkać. Dopiero pod koniec grudnia, po 5 miesiącach naszego związku, a 6 znajomości. Było cudownie, wszystko tak jak sobie wyobrażałam, nie zawiodłam się. Spotykałyśmy się raz częściej, raz rzadziej. Czasami co 5 miesięcy, czasami kilka razy w miesiącu. Tak trwało to przez 2,5 roku. Po moich 18 urodzinach rozstałyśmy się. Po tak długim związku odetchnęłam pełną piersią. Wpadłam w wir imprez i przypadkowych znajomości, tym razem realnych. Oczywiście, odegrała się potem klasyczna lesbodrama. Może by do siebie wrócić, ale jednak wyznaje zasadę "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Ostateczny koniec był na woodstocku w 2015 roku. Singielką nie pozostałam na długo, bo już 21 sierpnia oficjalnie byłam w kolejnym związku, który trwa do dzisiaj od pół roku. Wybrankę serca poznałam w internecie, bez żadnej romantycznej historii. Przejechała dla mnie 100 km żeby zaskoczyć mnie w pracy, kiedy niczego nieświadoma stałam na kasie. Byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie, chciałam skakać pod sufit. Wszystko wylatywało mi z rąk, a ludzie, którzy ze mną pracowali nie mieli pojęcia kim owa klientka jest.
        Jako tako nie miałam oficjalnego coming out'u. Nie wiem, w którym momencie moi rodzice się zorientowali, że koleżanka, która przyjeżdża do mnie jak najczęściej tylko może z bardzo daleka, tak naprawdę nie jest moją koleżanką. Dzisiaj otwarcie o moim związku mogę rozmawiać tylko z mamą i nazywać rzeczy po imieniu. Tata zapewne snuje domysły, ale tak naprawdę nie chce żebym mówiła o tym wprost. Nigdy nie doświadczyłam z ich strony żadnej przykrości w tym temacie, jednak jak bardzo akceptuję to, jaka jestem, gdybym dostała wybór albo chociaż szansę - za każde skarby wybrałabym bycie hetero. Chciałabym pewnego dnia zaprosić tatę na wesele, a mamie powiedzieć, że będzie babcią. Niestety, jestem przeciwna wzięciu ślubu i dzieci także nie mam w planach. Gratuluję każdemu, kto nie boi się być sobą pomimo ogólnego braku akceptacji ze strony społeczeństwa i równocześnie współczuję każdej krzywdy wyrządzonej z tego powodu.
_________________________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.


poniedziałek, 29 lutego 2016

Coming out - czyli jak żyć w zgodzie ze sobą

Coming out  inaczej "wyjście z szafy" jest jedną z cięższych decyzji, którą muszą podjąć ludzie "ze świata" LGBT. Zdarza się, że na ujawnienie swojej orientacji ludzie czekają kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat. Nie zawsze jest to tak prostym zadaniem jak wydaje się niektórym ludziom. To nie wygląda tak, że podejdę do kogoś i powiem "Cześć, kocham inaczej" tak jakbym mówiła "Cześć, lubię czekoladę", bo niestety takie wyznanie jest ciężkie dla osoby próbującej się ujawnić. 


Dlaczego ludzie nie potrafią wyjść z szafy? 


Po pierwsze - obawa przed odrzuceniem 



Brzmi to może dla niektórych dość śmiesznie, ale wiem, że dla wielu osób jest to wielką obawą. Każdy z nas wie, przynajmniej większość ludzi wie, że miłość nie wybiera. Każdy choć raz zakochał się w kimś kogo nie zna, w kimś kogo nigdy w życiu nie widział, w osobie którą minął na ulicy i błagał los o to by móc spotkać tę osobę jeszcze raz, nieudolnie próbując przeszukać wszystkie możliwe strony w odszukaniu tej osoby.  Nie mamy na to wpływu, nie potrafimy czasami powiedzieć, dlaczego akurat tej osoby tak szukaliśmy, dlaczego chcemy ją poznać, spotkać się z nią. Niektórzy ludzie to wiedzą - inni wiedzą, ale dopóki osoba nie kocha tej samej płci. Przecież to oni są osobami "NORMALNYMI", a owa osoba powinna szukać najbliższego psychologa i zapisać się na pierwszy wolny termin. Osoba próbująca wyjść z szafy boi się, że osoba z jej najbliższego otoczenia okaże się ową "normalną" osobą nie rozumiejącą, że na niektóre rzeczy nie możemy mieć wpływu. Myślę, że większość z nas miała sytuacje, że została odtrącona, kontakt został zerwany, została jakaś  wewnętrzna pustka i poczucie samotności niekoniecznie spowodowane  ujawnieniem się, ale z różnych innych powodów.  Było to dość nieprzyjemne, choć może mogliśmy sprawić żeby sytuacje potoczyły się inaczej, a podczas ujawnienia się ze swoją orientacją nie możemy sprawić żebyśmy zaczęli kochać "normalnie".


Po drugie - prześladowanie 



Zaryzykuje stwierdzeniem, że każdy z nas słyszał o prześladowaniu ludzi LGBT, choćby o jednej takiej sytuacji. Niejednokrotnie zdarza się, że poza odrzuceniem przez grupę ludzi, osoba zaczyna być dręczona czy wyśmiewana. Dajmy przykład Rosji osoby są tam prześladowane i torturowane nawet przez milicje. U nas zdarzą się koledzy "a masz jakiś problem?" którzy doczepią się do Ciebie jak rzep do psiego ogona i nie dadzą Ci żyć. 


Po trzecie - brak samoakceptacji 


Dość często zdarza się tak, że ludzie nie potrafią powiedzieć o swojej orientacji, ponieważ nie potrafią tego zaakceptować. Dlaczego? Myślę, że to zależy od myślenia danej osoby o miłości, o jej myśleniu "a co powiedzą inni", od otoczenia w którym się obraca. Nie oszukujmy się - mieszkasz w miejscu, gdzie żyją kibole to ciężej będzie Ci siebie zaakceptować siebie wiedząc co może spotkać Cię z ich strony. Żyjesz z rodzicami którzy na widok całującej się pary homoseksualnej rzucają różne epitety to ciężko będzie Ci siebie zaakceptować skoro wokół Ciebie ludzie tego nie akceptują.


Myślę, że to są podstawowe powody przez które osoby się nie ujawniają. 


Jak "bezpiecznie" wyjść z szafy ?

  • Spróbuj wybadać otoczenie - pokaż rodzicom, znajomym, komuś przed kim chcesz się ujawnić zdjęcie całującej się pary homoseksualistów i zapytaj się co sądzą o tym.
  • Zacznij od osoby której ufasz bezgranicznie -  jeżeli jest taka osoba w Twoim życiu spróbuj jej powiedzieć o sobie, najważniejsza jest wsparcie w dalszym ujawnianiu się. 
  • Znajdź osobę, która będzie Cię w tym wspierać
  • Jeśli nie masz osoby w Twoim otoczeniu która Cię wesprze - spróbuj porozmawiać z kimś anonimowo (bądź nie) przez internet. Zawsze jakaś opcja znalezienia sprzymierzeńca i bycia prawdziwym sobą.
  • Pamiętaj, nie rób tego na siłę, jeśli się boisz czas jest Twoim sprzymierzeńcem!
  • Pamiętaj żeby dowiedzieć się jak najwięcej na temat orientacji - w celach wzajemnej wymiany poglądów
  • Pamiętaj jeżeli w Twoim otoczeniu nie ma możliwości ujawnienia się poczekaj na odpowiedni moment - poczekaj aż zdobędziesz niezależność finansową itp.
Jeżeli szukacie argumentów do rozmów zapraszam na wychodzimy z ukrycia



Zacznij od akceptacji samego siebie, dopiero potem zacznij szukać go u innych.



Wiem, że najgorszy jest moment niepewności jak ktoś zareaguje, ale żyjemy w czasach w których jest coraz większa akceptacja jeśli chodzi o takie rzeczy. Nie ma się czego obawiać, społeczeństwo jest coraz bardziej otwarte i coraz więcej osób LGBT się ujawnia. Osobiście mój coming out należy do udanych, jeśli chodzi o moje otoczenie - większość mnie akceptuje, zdarzają się wyjątki, ale to raczej normalne. Nie było tak źle jak mi się na początku wydawało - jeżeli ktoś kogoś kocha czy lubi to będzie dla niego nie ważne czy kochasz kobiety czy kochasz facetów. Najważniejsze, aby być sobą. Ujawnienie się sprawia, że człowiek czuje się wolny, spełniony, akceptowany - a tego potrzebuje każdy.Jeżeli ktoś oficjalnie będzie mógł przedstawić z dumą swoją wybrankę/ wybranka będzie szczęśliwy, bo co człowieka bardziej uszczęśliwia niż miłość? Życie w ukryciu sprawia, że człowiek nie czuje się sobą, jest przybity i przygnębiony. W momencie ujawnienia owego faktu człowiek ma poczucie spełnienia i uczucie spadającego kamienia z serca bez którego może żyć tak jak mu się marzy. Wszystko ładnie, pięknie, ale jest jedno "ale". Jeżeli już się ujawnisz - nie rób z Twojej orientacji Bóg wie czego! Walczymy o równe traktowanie, więc pokażmy, że nie wyróżniamy się zachowaniem z tłumu. 




Czekamy na Wasze historie związane z coming out'em
wysyłajcie je nam na email
fajna.lesbijka@gmail.com
albo formularzem kontaktowym na dole.









Wyjazd z miłości?

Nie jestem przyzwyczajona do dzielenia się swoimi przeżyciami w ten sposób, jednak obecnie znajduję się w sytuacji, co do której żaden z moich znajomych nie potrafi doradzić mi w sposób obiektywny, lub zwyczajnie nie traktuje tego poważnie.
Nie jestem pewna, czy mogę nazwać to problemem, jednak jest to coś, co do czego potrzebuję opinii.

Mam dwadzieścia lat - w zeszłym roku zdałam maturę. Od października studiowałam, jednak kierunek nie był tym, czego oczekiwałam, więc zrezygnowałam. Wcześniej poznałam też kobietę - sześć lat ode mnie starszą, mieszkającą jednak na stałe w innym, niedalekim Polsce kraju.
Zakochałyśmy się w sobie - ja po raz pierwszy z uczuciem, że to coś prawdziwego, poważnego i stabilnego, dalekiego od tego, do czego byłam przyzwyczajona w przeszłości.
Wciąż uczymy się siebie, starając się jak najlepiej poradzić z dzielącą nas odległością.
I tu rodzi się moje pytanie - czy byłybyście w stanie, będąc w sytuacji takiej, jakiej jestem teraz, gdzie w Polsce nie trzyma mnie właściwie nic - przeprowadzić się do innego kraju, by tworzyć związek z kobietą, którą kochacie? Zacząć budować życie gdzieś indziej?
Nie mówię oczywiście, że zdarzyć by się to miało za miesiąc czy dwa - chcę dać sobie czas na podniesienie kwalifikacji, by studiować zacząć zagranicą oraz pracować.
Chodzi mi jednak o sam fakt opuszczenia kraju z powodu miłości, ważnej dla Was osoby - byłybyście w stanie to zrobić?


Pozdrawiam. :)

_____________________________________________________

Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.


Rozdanie Oskarów

Cześć. Dlaczego pisze o rozdaniu Oskarów? Zaraz Wam wszystko wyjaśnię. Zacznijmy od tego, że  nie interesowałam się tym nigdy, okej, są fajni aktorzy, ale nigdy nie rozumiałam emocji tego (może dlatego, że nie jestem aktorką ani nie siedzę w tej branży). No może poza faktem, że DiCaprio znów nie dostał Oskara. :D  


Dziś wracając z Wrocławia zaczęłam rozmowę z pewną kobietą dzięki której dowiedziałam się, że to właśnie dziś w nocy odbędzie się owa gala. Z czystej ciekawości przeszukałam google i odnalazłam listę nominowanych do nagrodzenia (nie okazało się to zbyt trudnym zadaniem). Poza nominacją filmu "Pokój" (który z opisu uważam, że powinien zostać doceniony, gdyż pomysł jest nietuzinkowy) moją uwagę zwróciło nazwisko jednej z aktorek. Chodzi mi o Cate Blanchett.


Kto to i czemu o niej pisze?

Cate Blanchett jest aktorką, która zagrała główną rolę w filmie "Carol"


"Carol"

Jest to adaptacja powieści "The Price of Slat" Patricii Highsmith. Akcja filmu toczy się w Nowym Yorku, w latach 50. Theresa, młoda pracownica sklepu spotyka tytułową Carol w sklepie. Między kobietami wytwarza się więź, która przeradza się w romans.  Okazuje się, że kobieta żyje w małżeństwie w którym jest tak naprawdę z rozsądku. W końcu Carol zbiera się w sobie by odejść od męża, który dowiaduje się o jej romansach. 

Jeśli chodzi o film oglądałam go po angielsku (w Polsce premiera ma nastąpić 4 marca), ale uważam, że owa aktorka w pełni zasłużyła na Oskara. 


Poniżej zamieszczam zwiastun.




Teraz wyczekuje gali i mam nadzieje, że będę edytować post i gratulować Cate, zamiast edytować i marudzić. W każdym razie trzymam kciuki! 

piątek, 26 lutego 2016

Szanujcie się

Moje związki nie były zbyt udane. Moja pierwsza dziewczyna okłamywała mnie przez cały czas, po czym zostawiła mnie bez słowa, tak po prostu przestała się odzywać. Dwie kolejne mnie zdradziły, co było bardzo bolesnym przeżyciem jak możecie się domyślić i jak zapewne część z Was wie. Po tym bardzo ciężko było mi komukolwiek zaufać, zbliżyć się do kogoś na tyle mocno, by kompletnie się przed nim otworzyć, pokazać swoje prawdziwe uczucia. Zdrada i kłamstwo to dwie najgorsze rzeczy, jeżeli naprawdę zależy Wam na tej drugiej osobie - nie róbcie tego. 
Ale dążąc do meritum - teraz w końcu jestem w szczęśliwym związku, w końcu trafiłam na osobę godną zaufania, mam pewność że mnie kocha i że mnie nie zdradzi. Jest zupełnie inna niż poprzednie, widzę w jej każdym spojrzeniu i geście, że dużo dla niej znaczę. W końcu zaczęłam się uśmiechać, w końcu przestałam się martwić - i wiecie co? To fantastyczne uczucie po takich przeżyciach. Także dziewczyny - nie zniechęcajcie się po nieudanych próbach i po zdradach, nie bójcie się zaufać i zakochać, bo może Was ominąć naprawdę wielka szansa na szczęście. Nie każdy zdradza i kłamie, nie każdy rani w najgorszy możliwy sposób i traktuje swoje kobiety przedmiotowo. I przede wszystkim - szanujcie się, nie wiążcie się z pierwszą lepszą osobą, bo czujecie się samotne. Mam nadzieję, że każdy z Was odnajdzie swoje szczęście.
__________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

czwartek, 25 lutego 2016

Uczucia

Witam. Długo zbierałam się w sobie i myślałam czy opisać tutaj moją historię.
Otóż od momentu, gdy zaczęłam myśleć o swojej orientacji wiedziałam, że z pewnością nie jestem osobą hetero. Przez długi czas uważałam, że jestem biseksualna, jednak na przełomie ostatnich miesięcy uświadomiłam sobie, że mężczyzna może mi się podobać, mogę go uważać za przystojnego, mogę się z nim przyjaźnić, ale on nie będzie mnie pociągał, nie będę umiała go pokochać. Bardzo mocno uświadomiło mnie o tym uczucie do dziewczyny z mojej szkoły, które zrodziło się w moim sercu. Mogę się zarzekać na wszystko, że jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak bardzo zakochana, nie żywiłam do kogoś uczucia o tak ogromnej sile.. Widząc ją mam ochotę zgarnąć ją w ramiona, chronić przed wszelakim złem tego świata i dbać o nią na wszystkie sposoby. Tęsknię za jej uśmiechem, nie wiem co mam ze sobą zrobić, gdy jej nie widzę. Mój problem polega na tym, że nie mam pojęcie czy ona również coś do mnie czuje. Cały czas zbieram się w sobie, aby jej o tym powiedzieć, jednak ciągle dopadają mnie jakieś wątpliwości i już sama nie wiem czy mówienie o tym ma jakikolwiek sens. Wiem, że gdyby nie odwzajemniła mojego uczucia załamałabym się. Nie potrafię się wyzbyć uczucia, szczególnie tak silnego. Boję się z nią o tym porozmawiać, boję się jej reakcji, ale z drugiej strony cholernie się męczę nie wiedząc nic o jej uczuciach względem mnie. Nie mam pojęcia czy jednak odważę się wyznać jej co czuje, czy jednak odpuszczę...
Opisując tutaj tą "historię" poczułam się lepiej. Zapewne nie ja jedyna byłam w takiej sytuacji i współczuje każdemu, kto przechodził przez coś podobnego.
Bardzo wszystkich pozdrawiam, Y.


_____________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

Walczcie, bo warto.

Witam was dziewczyny :) czytajac wasze historie doszlam do wniosku, ze sama chcialabym podzielic sie wlasna. Troche z checi wylania swoich emocji, a troche ku pokrzepieniu zranionych serc. Moja fascynacja kobietami zaczela sie w gimnazjum jednak nie bylo to dla mnie wazne, nigdy nie przypuszczalabym, ze jestem osoba homoseksualna. Interesowalam sie przeciez tez chlopakami wiec nie przywiazywalam do tego faktu zbytniej uwagi. Dopiero w 3 klasie kiedy poznalam M. wszystko sie zmienilo. Byla ode mnie o rok mlodsza ale to ona zainicjowala rozmowy na temat naszych sklonnosci. Duzo pisalysmy, widywalysmy w skole i poza nia jednak narazie na rozmowach sie konczylo. Dopiero kiedy wyjechalysmy wspolnie na kilku dniowa wycieczke szkolna wszystko sie zaczelo, pocalunki, przytulanie, dotykanie sie nawzajem. Jednak nie doszlo wtedy, ani nigdy pozniej z nia do niczego wiecej. Spodobalo nam sie to i oby dwie tego chcialysmy dlatego pozniej zostawalysmy u siebie na noc i zawsze bylo milo. Pocalunki, przytulanie oraz namacalne poznawanie naszych cial. Bylo nam tak dobrze jednak zawsze nazywalysmy sie tylko przyjaciolkami, bo tak chciala ona. Ja sie bardzo wkrecilam w ta "przyjazn", wydawalo mi sie ze ona rowniez. Zakochalam sie. Po wakcjach musialam wyjechac do innego miasta do liceum, jednak wydywalysmy sie co weekend. Na poczatku wszystko bylo jak dawniej ale po okolo pol roku zaczelo sie psuc. Juz nie traktowala mnie jak kiedys, nie chciala zostawac na noc, pisala i spotykala sie ze swoja byla przyjaciolka. Nie potrafilam udawac, ze wsystko jest okej, dlatego kiedy z nia o tym pogadalam powiedziala, ze juz nie chce ze mna takiej przyjazni i ze przeciez ona nie jest zadna lesbijka tylko normalna dziewczyna, ktora chciala sprobowac czegos innego. Zalamalam sie wtedy i nie potrafilam pozbierac przez prawie rok, bardzo mnie to zranilo. Nasze kontakty po jakis czasie wkoncu sie urwaly ale ja nadal mialam ją w glowie i nie potrafilam odpuscic. Nie wiem jak mogla mi zrobic cos takiego. Po okolo roku od naszego rozstania zaczelam myslec o tym zeby kogos poznac wiec weszlam na  czat. Pisalam z kilkoma dziewczynami jednak zadna mnie nie urzekla. Do czasu kiedy trafilam na K. , wszystko sie zmienilo.
Juz od poczatku super nam sie pisalo i dobrze sie dogadywalysmy jednak miala wtedy dziewczyne i mieszkala okolo 400 km ode mnie. Ująl mnie jej urok i juz od samego poczatku mnie krecila i nie wiedzialam co sie ze mna dzieje. K. rowniez bardzo mnie polubila i pisalysmy codziennie, nawet do pozna. Jest dwa lata ode mnie starsza co mnie troszku oniesmielalo ale podobalo mi sie. Po pewnym czasie zaczelysmy rozmawiac na skypie. Moglam ja wkoncu zobaczyc. Jest bardzo ladna, spodobal mi sie jej usmiech. Przez skypa pozniej rowniez duzo rozmawialysmy. Bylysmy soba bardzo zauroczone i chcialysmy byc ze soba. Nie bylo to jednak takie proste, miala przeciez dziewczyne z ktora byla juz od dwoch lat i mieszkala prawie na drugim koncu Polski. Nie zniechecilo nas to jednak. Z dziewczyna od dawna jej sie nie ukladalo a ze chciala byc wporzadku wobec nas dwoch po okolo miesiacu znajomosci ze mna rozstala sie ze swoja dziewczyna. Bardzo to przezyla jednak ja bylam caly czas z nia. Po dwoch tygodniach wkoncu do niej przyjechalam, tylko na weekend ale oby dwie bylysmy mega podekscytowane, ze wkoncu mozemy sie zobaczyc. Byl to cudowny weekend. Okazala sie jeszcze lepsza niz to sobie wyobrazalam. Bylo nam razem super. Nigdy nie spotkalam osoby, ktora bylaby tak kochana w stosunku do mnie. Zakochalysmy sie w sobie juz wtedy. Nie bylo latwo zyc tak na odleglosc ale jezdzilam do niej praktycznie co miesiac. Po trzech miesiacach naszej znajomosci przyjechala do mnie i tam po raz pierwszy wyznala mi, ze mnie kocha. Ja sie rozplakalam bo czulam to samo. Czulam, ze to osoba, z ktora chce byc juz zawsze. Jest bardzo wartosciowa osoba, najlepsza jaka spotkalam w swoim zyciu, jest ze mna pomimo wielu trudnosci, pomimo moich wad akceptuje mnie taka jaka jestem, nie chce mnie zmieniac, po prostu jest zawsze kiedy jej potrzebuje. Oby dwie mamy trudne charaktery ale umiemy razem byc i zawsze sie dogadamy. Jest najlepszym co mnie w zyciu spotkalo, jest to prawdziwa miloscia, na ktora niektorzy czekaja nawet cale swoje zycie. Jest moim skarbem, jestem dzieki niej szczesliwa i zrobie wszystko zeby juz zawsze byla, chce sie o nia troszczyc i ochronic przed calym zlem tego swiata bo jest tego warta. Kocham ją nad zycie. Nadal mieszkamy daleko od siebie ale za tydzien mija juz 7 miesiecy odkad jestesmy razem. Po wakacjach planujemy razem zamieszkac. Mam nadzieje, ze ta historia pokaze wam, ze wasza prawdziwa milosc naprawde istnieje i jest tam gdzies i na was czeka. Nie poddawajcie sie tylko o nia walczcie, bo warto.

Pozdrawiam :)

__________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

wtorek, 23 lutego 2016

Moja historia cz.1

Hej!

Moja historia nabiera tempa już gdy jestem trochę starsza... Kiedy dotarłam do tego, że jestem inna? Miałam jakieś 18lat. Od kiedy jestem w tym gronie? Chyba od zawsze. Zawsze podobały mi się kobiety, jednak no wiadomo - rodzina, znajomi, szkoła - przecież to nie do przyjęcia, wszyscy tylko nie ja.! Miałam faceta: jednego, drugiego, trzeciego, czasem spotykałam się z kilkoma naraz. Jednak nie potrafiłam utrwalić z nimi relacji i znajomość sypała się tak szybko, jak szybko powstała.
Pierwsza dziewczyna, która mi się spodobała była rok ode mnie starsza, miałam wtedy 14lat. Później chyba dałam sobie spokój. W liceum też moją uwagę przyciągały koleżanki, ale nie na poważnie.
W wieku 17 lat zauroczyłam się w mojej przyjaciółce, na krótko, bo później się poróżniłyśmy i jakoś uleczyłam się z uczucia.
Pierwsza dziewczyna, w której zakochałam się - serio się zakochałam, miałam symptomy ^^ - była w moim życiu od zawsze. Jednak tak na serio pojawiła się dopiero kilka lat wcześniej. Jakoś po mojej osiemnastce nie mogłam przestać o niej myśleć. Co weekend (przez szkołę) spotykałyśmy się, czy to same, czy ze znajomymi. Wspólne imprezy, nocki - jak to w ogólniaku. Ja... nie byłam w stanie jej powiedzieć. Dusiłam się z tym około rok. Znów udało mi się uleczyć.
Później pojawiały się kolejne, już mniej ważne niż ona, jednak z żadną z nich nie łączyło mnie nic mocniejszego i intymniejszego. Aż wreszcie się zebrałam i założyłam profil na portalu...

Nie wiem czy mam pisać dalej, jak się spodoba, to skrobnę jeszcze dwie części :) Wasza N. ;**


__________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

Zaczęło się od fikcji

Witam. Na początku chcę zaznaczyć, że historia jest naprawdę długa, ale liczę, że ktoś poświęci swój cenny czas i ją przeczyta. (Oraz, że nie będzie to czas zmarnowany ;))
Długo zabierałam się do tego, by się tu otworzyć. Chciałabym podzielić się swoją historią. Dla jednych może być ona śmieszna, dla innych urocza, a jeszcze inni kompletnie mnie nie zrozumieją. Zdaję sobie z tego sprawę. Jestem osiemnastoletnią dziewczyną. Odkrywanie swojej orientacji zaczęłam przypadkiem.. Oglądając film 'Kyss mig.' Spodobało mi się uczucie, które wytworzyło się między głównymi bohaterkami. Zaczęłam czytać na ten temat, interesować się. Przeglądałam fora, szukałam informacji. Chciałam wiedzieć co właściwie znaczy 'być lesbijką'. To było kilka lat temu. Miałam wtedy 14 może 15 lat. Trudny okres. Gimnazjum, samotność, brak zrozumienia, depresja. Nie miałam komu o tym powiedzieć, dlatego zaczęłam nawiązywać znajomości przez internet. Już od jakiegoś czasu tkwiłam na tak zwanej 'fikcji' na portalu nasza-klasa. Być może niektórzy wiedzą o co mi chodzi. Założyłam swoje pierwsze lesbijskie konto, poznałam kogoś, spodobało mi się. Owszem, był moment kiedy starałam się wyprzeć tą myśl z siebie. Ja lesbijką? Nie, to niemożliwe. To tylko głupia ciekawość. Przecież podobają mi się chłopcy. Fakt. Po dziś dzień mi się podobają. Ale kobiety zdecydowanie bardziej mnie pociągają. Jestem osobą biseksualną i nie boję się o tym mówić, choć nie ujawniłam się jeszcze. Jednak do tego przejdę później. W pewnym momencie zaczęłam planować, że i owszem - kiedyś spróbuję jak to jest być z kobietą, ale to będzie tylko romans, przygoda. Później znajdę sobie faceta, wyjdę za mąż i założę rodzinę. Rodzina to przecież moje największe marzenie. Mijały miesiące, poznawałam kolejne kobiety, które lubią kobiety. W pewnym momencie coraz bardziej zaczęłam odczuwać potrzebę znalezienia sobie partnerki w życiu realnym. I wtedy poznałam ją. Właśnie na owej fikcji. Obie byłyśmy młode, zagubione. Było to w 2013 roku. Jej pierwsze lesbijskie konto. Zaczęłyśmy być razem na fikcji, a potem jej słowa, które sprawiły, że upewniłam się w przekonaniu, iż nie jestem hetero. Napisała, że nie umie oddzielać życia realnego od fikcji. Spróbowałyśmy. Zakochałam się w niej. Związek na odległość nie był prosty, bowiem spotkałyśmy się dopiero po 9 miesiącach związku. Na samym początku było idealnie, później nadeszły kłótnie, właściwie o byle bzdury. Zaczęłyśmy nawzajem obwiniać siebie o wszystko, obrażać się bez powodu. Kłóciłyśmy się, godziłyśmy i tak na zmianę. Ale w jej ramionach zapominałam o wszystkim. Miałyśmy zaplanowane całe życie i czułam, że to ta jedyna, z którą chcę być na zawsze, pomimo wszystko. Byłyśmy razem półtora roku. We wrześniu roku 2014 usłyszałam, że ona nie jest chyba homoseksualna i nie chce być z kobietą. Złamała mi serce. Przysięgam, że nigdy nikt nie zranił mnie tak jak ona, a mimo to ją kochałam i byłam w stanie wybaczyć jej wszystko byleby wróciła. Dziś wiem jak śmiesznie to brzmi, ale byłam w stanie wybaczyć jej to, że jest hetero. Chciałam ją nauczyć bycia lesbijką. Po rozstaniu straciłyśmy kontakt, odzyskałyśmy go w grudniu, jako przyjaciółki. Widziałyśmy się potem raz - w lutym. Dała mi nadzieję, że coś z tego wyszło, ale jak możecie się domyślać - nie wyszło. Przyznała jednak, że się myliła i że zawsze będzie bi. W maju coś we mnie pękło. Napisałam do niej po pijaku, że nadal ją kocham. Nie odpisała. Od tamtego momentu nie mamy kontaktu i uwierzcie mi, że jeszcze niedawno załamywałam się, pragnęłam by wróciła. Ale poznałam kogoś. Właściwie..ten ktoś od dawna był przy mnie. Ja biegałam jak porąbana za inną dziewczyną, gdy ta właściwa była na wyciągnięcie ręki. Aż wreszcie ta inna, z którą widywałam się po rozstaniu z ex olała mnie. Ja zrozumiałam jaki błąd popełniłam. Pojechałam do swojej obecnej dziewczyny i od tygodnia jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tydzień to niewiele, a mimo to wiem, że ją kocham. Pokochałam ją w momencie, gdy mnie przytuliła na dworcu. Wiedziałam już wtedy, że cały świat nie ma znaczenia, bo mam ją. Właściwie dzieli nas mnóstwo kilometrów, niemal cała Polska, ale to nie ma znaczenia, bo wiem że damy sobie radę. Nigdy nie byłam tak spokojna jak teraz. Pozostaje mi prosić, byście trzymały/trzymali za nas kciuki. Mam ochotę wykrzyczeć światu jak bardzo ją kocham. W jednej sekundzie zapomniałam o swojej byłej, choć przez niemal rok po rozstaniu nie umiałam się z tym uporać. Dopiero ONA dała mi siłę. Dała mi miłość i troskę, której tak potrzebowałam. Przysięgam wam, że nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak jestem teraz każdego dnia dzięki niej.
Swoją drogą, wyżej wspominałam, że wrócę do tego kto wie o mojej orientacji. Póki co nie zdecydowałam się na to by się ujawnić, lecz w tym roku szkolnym czeka mnie studniówka. Bardzo chciałabym pójść z nią, pomimo tego, że mam niezbyt tolerancyjnych znajomych. Nie wyobrażam sobie tańczyć i bawić się z kimś innym. To dobry moment na ujawnienie się, gdyby nie to, że nie chcę, aby mój tata poznał prawdę. Boję się jego reakcji. Boję się, że jego jedyna córka go rozczaruje. Bo choć moja dziewczyna jest najcudowniejsza na świecie, to wiem, że nie tak sobie wyobraża moje życie. Mama wie. Powiedziałam jej to dawno, po jednej z kłótni z moją ex. Wie też kilkoro znajomych. Głównie przyjaciółki. Ponoć to akceptują. Wiem także, że wie kilka osób, które nie powinno wiedzieć, ale nigdy nie miałam większych problemów prócz anonimowych docinek na asku. Boję się, że ludzie nas nie zaakceptują, ale to wyłącznie ich problem. Ja jestem wreszcie szczęśliwa i nie zamierzam się podporządkowywać, bo komuś to nie odpowiada. Jedynie jak mówię - boję się opinii mojego taty. Czasem wolałabym by dowiedział się przypadkiem. Wiem też, że kiedyś zechcę z nią założyć rodzinę. Marzymy o tym by mieć dziecko. Choć w Polsce będzie to niezmiernie trudne. W końcu tak wiele osób jest przeciwnych posiadaniu dzieci przez pary homoseksualne. I rozumiem to, a mimo wszystko chcę mieć z nią dziecko, które wychowamy najlepiej jak będziemy potrafiły. Na dobrego, życzliwego człowieka. Bo dobro tego maleństwa będzie dla mnie najważniejsze. Taka właśnie jest moja historia..
Pozdrawiam, A.


_________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

poniedziałek, 22 lutego 2016

homofob

Kiepski ze mnie pisarz wiec będzie dość chaotycznie i ortograficznie jeśli auto poprawianie nie zadziala.
Wiec tak zbliża mi się do 18 a to co się dzialo leci 4 lata w tyl. Bylam w gminzjum, zagorzaly homofob jakiego świat niewidzial wszystko co tęczowe bylo zlem zakazanym. Od razu opis że mniej więcej siebie, krótkie buntownicze wlosy męski styl(garnitur i koszula to podstawa dnia codziennego) którego niejeden facet by zazdroscil (nadal bez zmian w tym momencie). Zaczyna się 2 klasa gimnazjum niektórzy imponuja  niektórzy nie ja ze swoja osoba i podejściem do życia nie musialam, lecz w pewnym momencie polrocza cos we mnie peklo. Homofobiczne jajko zaglady wyklulo się w cos czego nikt się nie spodziewal. Zaduzylam się w dziewczynie?  Przynajmniej tak to odbieralam wszystko bylo idealnie dopóki charyzma i odwaga się nie odezwaly. Powiedzialam jej co myślę dostalam odpowiedz na nie ale nadal dobre stosunki. Po okolo kilku miesiącach bycia w nowym ciele poznalam dziewczynę przypadkiem przez znajomych. Traf chcial ze to juz nie bylo zaduzenie tylko cos o wiele większego. Dziewczyna naprawdę piękna cud miód, nie homo. Uznalam boże raz się żyje na wszystkie sposoby probowalam do niej dotrzeć najpierw przyjaźń. Okej 1 etap zaliczony, przyszedl czas na cos więcej po 10000 pytań czy mogę ja pocalowac udalo się, ale wtedy nie ja zaczelam się zmieniać a ona. Zaczelysmy być razem po wielu próbach rozstan i powrotów. No i tak wreszcie się ustatkowalo jesteśmy za sobą od ponad roku bez problemu rozstan i bledow, ah a pocałunki (nie tylko one) nadal są z uczuciem i namiętnością. Tak ta nudna historia pokazuje jak może się zmienić czlowiek w ciągu kilku momentów życia.

________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

Poznanie sensu życia

Witam nigdy nie przepadałam za dodawaniem postów czy komentowaniem czy jakim innym sposobem pokazywania swojego zdania w wirtualnym świecie  ale chciałabym opowiedzieć swoją historię z życia z poznania najcudowniejszej kobiety pod słońcem ..Dziś (19.10.15r.) mija równy rok od kiedy się poznalysmy nie było to jakieś cudowne niezapomniane spotkanie w kawiarni,na ulicy,w kinie itp. coś co chwyta każdego za serce niee, poznalysmy się przez Internet przez portal który pewnie większość z nas zna "queer" napisała do mnie pierwsza rzadko kiedy odpisywalam na wiadomości bo zazwyczaj pisały to  nastolatki tzw"lesbijki na pokaz "bo taka teraz moda,lecz ta wiadomość była zupełnie inna  urzekła mnie od pierwszego przeczytania. I tak zaczęły się nasze konwersacje mające kilometrowe długości pisalysmy ze sobą o wszystkim o niczym przez 3 miesiące potem stwierdzilyśmy ze moze sprobujemy stworzyć związek do dam ze mieszkalyśmy wtedy od siebie jakieś 450 km ja w Katowicach ona w Lublinie widywalysmy się bardzooo rzadko raz w miesiącu przez natłok nauki obowiązków i braku pieniędzy na częstsze przejazdy  pomimo tego że nie miałyśmy wiele wspólnych tematów różnimy się totalnie osobowością,wygladem i pogladami na swiat to i tak rozmawiałyśmy przez telefon codziennie po kilka bądź kilkanaście godzin bywalo ze zaczynalysmy rozmawiac zaraz po przebudzeniu a konczylysmy o jakieś 4 nad ranem,zawsze w szkole czy jakiś dodatkowych zajęciach pisalysmy ze sobą nie było dnia byśmy nie miały kontaktu zawsze znajdywal się temat do rozmowy .tak zakochiwalysmy się w sobie z dnia na dzień ja czułam coraz wiecej i mocniej (i co najlepsze dalej tak mam) ona z każdej mijajacej chwili stawała się moim wszystkim myślałam o niej 24 na H ale nie zawsze między nami bylo kolorowo miałyśmy  wiele upadków i bardzo ciezkich momentow odleglosc dawala nam popalic przez rzadkie widywanie sie zaczelo nam odbijac tesknota wygrywala i 3 razy o mało co nie straciłam swojego sensu życia. Żyłyśmy na odległość 9 miesięcy w tym 3 miesiące ja w Holandii ona w Anglii.Wiele razy zastanawiałam się czy to wszystko ma sens czy mamy szansę na bycie razem obok siebie czy po prostu Los sobie z nas tak drwi ,teraz w tym momencie siedząc sobie w swoim pokoiku,mieszkając w Lublinie, pisząc tą historię i czekając na moja najcudowniejsza kobietę która siedzi na wykładach a ja już tak za nią tęsknię pomimo że widzialysmy się 5 godzin temu i mieszkamy od siebie jakieś 3-4 km  stwierdzam w milion procentach,że było warto przechodzić przez to wszystko i mogę z całego serca powiedzieć ze warto walczyć o miłość nie można się poddawać przeszkody zawsze będą nie ważne czy mieszkacie od siebie kilkaset kilometrow czy parę czy lubicie to samo czy nie po prostu każdy z nas ma przypisana swoją drugą połowę i jeżeli czujecie ze to jest ta jedyna  obojętne czy jest to dziewczyna,chłopak walczcie zawsze o to co kochacie z całych sił bo naprawdę warto ! Ja znalazłam swoją połowę kocham ją nad życie nie interesuje mnie zdanie innych nawet rodziny nigdy nie zostawię swojej kobiety bo jest moim tlenem bez którego nie moge żyć i życzę każdej z Was byście znalazły swoją jedyną i ta prawdziwa partnerkę dla której warto poświęcić wszystko.


___________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo formularzem kontaktowym na dole.

pewien problem

ej, więc mam taki problem...więc wszytsko zaczęło się od tego,ze 3 lata temu komentowalam teksty na portalu z tłumaczeniem piosenek...a,że dawalam ponieść się fantazji w komentowaniu, napisała do mnie dziewczyna z pytaniem czy rzeczywiście mam tyle lat ile na profilu, bo komentuje niezwykle dojrzale...więc odpowiedziałam, że mam, pisalysmy co 2,3 tygodnie, nagle dostałam zaproszenie na fb od osoby której kompletnie nieznam ani nie mam z nią żadnych znajomych, coś mnie podkusilo i zaakceptowałam, wyszło na to,że to była ona. Ta dziewczyna z tamtego portalu, rzadko pisalysmy bo obie miałyśmy ograniczenie na neta, ona miała wtedy 13 lat,ja 14.Wzielysmy od siebie numery telefonów i zaczelysmy smsowac, potrafilysmy pisać caly dzień I noc i coraz bardziej się do siebie zblizalysmy,po pół roku coś zaczęło się we mnie zmieniać, pragnelam być przy niej, pragnelam z całych sił ja chronić, chciałam, żeby była bezpieczna...jednej nocy powiedziałam jej,ze czuje chyba do niej coś więcej ale spanikowalam i się wycofalam...byłyśmy przyjaciółkami..ale..tak naprawdę nigdy stosunki między nami nie były jasne, nie zachowalysymy się jak przyjaciolki...później ogłosili koncert artystki która obie kochalysmy, była nasza największa inspiracja..ten koncert był akurat w mieście do którego mam pół godziny, więc przyjechała do mnie,dwa dni przed, 8 sierpnia...gdy wpadła w moje ramiona..przeszedł mnie dreszcz...poczułam, ze mam cały świat w swoich ramionach...pachniala cudownie...czułam bicie jej serca...byłam szczęśliwa...od samego początku było między nami napięcie, po koncercie było go jeszcze więcej...Z każdym dniem posuwwlysmy się dalej..zaczelysmy się całować po szyi...było coraz gorącej...pewnej nocy nie wytrzymałam i pocalowalam ja w usta i się rozplakalam...spalysmy w łóżku małżeńskim moich rodziców...ona milczala, przutulila mnie tylko i utulila do snu, później ja byłam u niej, raz zostalysmy same w domu i polozylysmy się na łóżku, nagle zaczelysmy się całować, bardziej namiętnie ale nadal ze strachem, ona zaczęła mnie później przepraszać..ale ja nie pragnelam niczego bardziej...później mówiła, że jesteśmy tylko przyjaciolkami...przyjęłam to na klate..bo czułam, ze ja kocham coraz bardziej...ostatniej nocy, przytulila się do mmie i zaczelysmy się znów  całować...ja wyjakalam jej,ze ja kocham, ona,ze chce być przyjaciółkami po czym zaczelysmy się znów całować...wróciłam do swojego rodzinnego miasta, ona mieszkala w zupełnie innym...pare dni po napisała mi,ze mnie kocha, zostalysmy para.,,i byłyśmy nią przez 1,5 roku bo porzuciła mnie..bo powiedziała, że nie umie kochać.....plakalam przez nią przez wiele nocy, później ja znienawidzilam, gdy napisala do mmie na urodziny, omal nie rozwalilam telefonu, ona chciała być nadal ze mną w stałym kontakcie...podczas gdy ja czułam się przez nią zmiazdzona...więc zaczęłam mocno przec do przodu, żyć chwilą,..minęło pół roku, pogodzilysmy sie ,tesknilysmy za soba....teraz znów piszemy...i czasem piszemy tak jak kiedyś, czasem czuje, ze ona ze mną flirtuje, a czasem jest chłodna, ze aż chce mi sie znów płakać, postanowiłam sobie, że już więcej jej nie pokocham....ale....nie umiem jej nie kochać...choćby jak mnie ranila..,nie potrafie.,,i mimo tego, ze jestem stosunkowo młoda, czuje, ze to właśnie to, nie umiem jej sobje odpuścić, wymazać z pamięci, przestać się o nią martwić, nawet po tym jak mnie zranila...poprostu nie umiem, kocham ją,czuje to,gdy dostaje od niej smsa moje serce znów szaleje....w ciągu pół roku z tak bardziej podobała mi się jedna dziewczyna..ale gdy się pogodzilam z moją była ona znów wygląda jak milion innych dziewczyn a moja była odcina się od nich, jest jak latarnia morska na morzu...tylko, ze ona powiedziała, że nie zwiaze się już z żadną kobietą....więc jest problem...tylko, ze ona jest jak Piper z Orange is The New Black, ciągle zmienia zdanie, nie umie się zdecydować, raz chce tego, raz tamtego, gdy pytałam się jej kim dla niej jestem, nic mi nie odpowiedziala...gdy pytałam się jej jak chce, żebym ja utulila do snu,powiedziała, że nie wie...czasem pisze jakbyśmy znów były razem...a czasem jest dla mnie chłodna....ja znów jestem ta która wie aż za dobrze czego chce i kogo kocha, a ona nadal nic nie wie...kocham ją,czuje,ze to jest to...chce o nią znów zawalczyć, chociaż wiem,że zachowuje się jak masohistka..bo nie wiem czy moje serce to zniesie....mam przeczucie, że to ta jedyna...nikt nigdy na mnie tak nie działał...ona mnie doprowadza do szaleństwa....nie wiem co mam robić...pragne się z nią spotkać...zachowujemy się tak jak przed 1 spotkaniem, ona jest niepewna ,a ja zdenrowana....wmawiam jej,ze na nic nie licze, bo tak jak teraz piszemy jest fajnie, ale czasem czuje jakbym miała znów zwariować...chce,żeby była sczesliwa...tylko tego pragne....nigdy na nikim mi tak nie zależało jak na niej...ona potrafi sprawić, ze jestem najszczesliwsza osoba na całym świecie ale też potrafi sprawić, ze jestem najsmutniejsza...obie dojrzalysmy przez te pół roku...czasem się zapominamy i piszemy znów jakbyśmy były razem....nigdy na nikim mi tak nie zależało...ale nie wiem czy moje serce znów to zniesie...

_____________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo formularzem kontaktowym na dole.

niedziela, 21 lutego 2016

Nie ma się czego bać

W odkrywaniu mojej orientacji nie było miejsca na niepewność,brak akceptacji czy strach. Moja orientacja była we mnie wrośnięta,tylko w pewnym momencie zaczęła wychodzić na zewnątrz. To było bardzo niewinne,po prostu podobały mi się koleżanki. Jako piętnastolatka nie traktowałam swoich upodobań poważnie i nie zdawałam sobie sprawy z tego co to oznacza.Wszystko przyszło z czasem. Utwierdzałam się w przekonaniu,że wolę dziewczyny. Chłopcy mnie nie pociągali,mimo że lubiłam ich towarzystwo i nie miałam problemu w kontaktach z nimi. Jestem lesbijką,jestem sobą i jest mi z tym dobrze. Nigdy nie czułam się kimś "gorszym",mniej wartościowym czy wybrakowanym. Nie miałam też problemu z tak zwanym "coming outem". Dla mnie było to coś naturalnego. Oczywiście nie wszyscy ludzie w moim otoczeniu byli przyjaznie nastawieni,gdy się o tym dowiedzieli. Jednak zdecydowana większość zareagowała pozytywnie.
Chciałabym,aby dziewczyny które mają problem z zaakceptowaniem "siebie" nabrały trochę pewności. Nie ma się czego bać. Homoseksualizm nie jest chorobą cywilizacyjną czy psychiczną. Zawsze znajdą się ludzie,którym to nie będzie się podobac,ale to Wasze życie i bierzcie je w swoje ręce.Ludzka nienawiść nigdy nie ustanie i trzeba to po prostu zignorować. Nikt nie przeżyje za Was życia i nikt nie ma prawa w nie ingerować.Jeśli to druga kobieta sprawia,że odnajdujecie sens życia czy uśmiechacie się rano to jest to dar. Bo miłość w każdej postaci jest czymś wspaniałym.

Pozdrawiamy,
Bez dramatu


___________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.

Więc bądźcie szczęśliwe

Hejka. Opowiem Wam pewną historię o... zaskakiwaniu!
Gdy miałam 16 lat, jak każda 16-latka, zakochiwałam się, wariowałam na punkcie moich obiektów westchnień. Ale jak nie u każdej nastolatki moimi obiektami westchnień były kobiety. A w tym przypadku była to o 5 lat starsza kobieta z miasta oddalonego o 100 kilometrów. Widywałyśmy się co weekend. Jak się okazało był to przełom. Moja mama się dowiedziała ode mnie-prosto z mostu. Ze śmiechem odpowiedziała, że "za szybko przynajmniej w ciążę nie zajdziesz". Ojczym to przełknął. Dziadkowie nie wiedzieli, ojciec również. I ot, zaczyna się historia.
Pojechałam z (załóżmy, że nazwiemy ją w tej historii Izką) Izką do ojca, na weekend chyba. Udawałyśmy przyjaciółki. Wiecie, śmiechy, spacer nad jezioro, osobna kąpiel i spanie grzecznie w piżamkach. Gośka wróciła do domu, ja zostałam z ojcem w samochodzie. Widać było, że jest wściekły. Bardzo wściekły.
-Masz mi coś do powiedzenia?
-Nie.
-Nie?
-No przecież mówię, że nie.
-Kto to jest?
-Znajoma...
-Nie rób ze mnie głupka! Sądzisz, że jestem głupi!
-No nie...
-Widziałem, jak na nią patrzysz! To przecież widać! Tego mi brakowało, żeby mieć lesbę za córkę!
-To coś zmienia?
-Idź już do matki...
W ciszy wysiadłam i wróciłam do mamy, pocieszać mnie musiała parę dni. Tak to wyszło, że z Izką się rozeszłam, ojciec się ogarnął, a ja głupia- nie chcąc słuchać mamy zamieszkałam z nim. W mieście, niedużym, ale jednak. To był dla mnie wygodny układ, ojciec pracował w Niemczech a ja zostawałam z babcią, która była już starsza i nie rozumiała wielu rzeczy. Dzień po mojej przeprowadzce powiedziałam ojcu, że jadę na Woodstock, i że wracam za tydzień. Tam poznałam dziewczynę. Z tego samego miasta co moje! Ależ to było wspaniałe! Spotykałyśmy się, ojciec jakoś to akceptował, ale raczej nie był zbyt szczęśliwy, gdy o niej mówiłam. A później zaczęło się liceum. A, dodam, że dziadkowie (rodzice mamy, którzy mieszkają 3km od domu ojca) wciąż nic nie wiedzieli. Trwałam z woodstockową dziewczyną aż do 2 liceum. Byłyśmy zgraną parą. Te same nawyki, zainteresowania, przyzwyczajenia. Taka sama miłość do zwierząt i do woodstocku. Ale, no właśnie, oczywiście, że jest tu "ale", zaczęłam zbliżać się do koleżanki z klasy, która upierała się, że jest hetero. Toczyłyśmy udawane bitwy MMA, dobrze się bawiłyśmy, chodziłyśmy na spacery i zawsze starałam się ją pocieszać, mimo, że nie jest zbyt otwartą osobą. Zaczęłam się przyłapywać na tym, że ignoruję dziewczynę, żeby spotkać się z, nazwijmy ją (jak sama chce) Kateriną. I tak już poleciało, pierwszy pocałunek, stosunek, moja zdrada. Z woodstockową się rozeszłyśmy. Bo w końcu, gdybym ją kochała, to nie spojrzałabym na inną, nie? To było ponad dwa lata temu. A, najważniejsze. Katerina jest w moim wieku, owe dwa lata temu mój ojciec liczył na coś z nią (Ta, mój własny ojciec!) i się na mnie obraził. Obraził się na mnie, na swoją córkę, że to mnie wolała Katerina... Głupie, nie? No ale, sytuacja w domu była nie do zniesienia, babcia zmarła, nie miał nas kto pogodzić... Wyprowadziłam się, a Katerina (którą wychowali dziadkowie) tak pokłóciła się z babcią, że niemalże w tym samym czasie musiała oddać jej klucze.
I co teraz zrobić? Poszłam do dziadków. Może i dziadek był surowy, ale wiedziałam, że na pewno mnie przyjmą pod swój dach. I tutaj było pod górkę. Przyszła pora na rozmowę z babcią. Z dziadkiem nie miałam odwagi. Tłumaczę babci, że jestem "inna", że wolę kochać kobiety, że jest taka w moim życiu. Na to moja babcia
-Kochasz ją? Tak szczerze ją kochasz?
-No tak, babciu, kocham.
-Więc bądźcie szczęśliwe.
W tym samym dniu dowiedział się o tym mój dziadek. Na moją prośbę przyjęli pod dach także moją Katerinę. Mieszkałyśmy u nich póki nie ukończyłyśmy liceum. Jej układy z własną babcią się unormowały, ja z ojcem nie mam kontaktu. Po liceum, zanim poszłyśmy na studia, wynajęłyśmy mieszkanie, mamy psa i jesteśmy naprawdę szczęśliwe. I wiecie co? Nie ukrywajcie się. Ci, którzy Was kochają pozostaną z Wami już na zawsze, bez względu na wszystko. Nasza historia jest tego dowodem. A inni nie są Was warci. Serio, mówię Wam. Znajdźcie odwagę.

Pozdrawiamy,
San
_________________________________________________________
Wasze historie, przeżycia, coming-out'y, jakieś problemy możecie wysyłać nam na maila
albo 
formularzem kontaktowym na dole.